a6.jpg

Ryby

Połowa spożywanych na świecie ryb pochodzi z hodowli. Jej początkowym etapem jest sztuczna inseminacja, czyli kontrolowane tarło. Ikrę pozyskuje się poprzez uciskanie brzucha samicy od głowy do ogona. Czasem ucisk nie wystarcza, jajeczka wypłukuje się strumieniem wody pod ciśnieniem, wycina nożem. Samce kilkukrotnie doi się z nasienia, silnie ściskając genitalia, co wiąże się z ogromnym bólem. Mlecz i ikrę miesza się razem.

Z jajeczek wylęgnie się narybek, który całe życie spędzi w zatłoczonych zbiornikach, gdzie problemem jest niedobór tlenu i wysokie stężenie amoniaku. Największe zagęszczenie występuje w hodowlach takich ryb jak pstrąg: na ilość wody odpowiadającą jednej wannie przypada nawet 27 ryb.

Lista chorób, na jakie zapadają w takim środowisku, jest długa. Deficyt tlenowy powoduje, że skóra i skrzela bledną, pokrywają się białawym śluzem. Pojawia się ogólne osłabienie, niekiedy wytrzeszcz oczu. Ryby hodowane w dużym zagęszczeniu są podatne na infekcje. Pleśniawka, zakaźne zapalenia skóry, gruźlica, tasiemiec, choroby skrzeli czy pasożytnicze zapalenie opon mózgowych to tylko niektóre problemy, z jakimi borykają się producenci. Podawanie antybiotyków już dawno przestało być domeną hodowców świń i kurczaków. Rybie choroby są zjawiskiem tak powszechnym, że występowanie większości z nich nie jest przesłanką do dyskwalifikacji „surowca” do konsumpcji przez człowieka.

Zaskakującym problemem dla właścicieli akwakulturowych tuczarni jest… dojrzewanie płciowe. Dojrzewająca ryba zużywa energię na produkcję gruczołów płciowych, co utrudnia tuczenie. Dlatego też w przypadku karpi, tilapii i pstrągów powszechną praktyką jest „odwracanie płci” osiągane między innymi przez podgrzanie ikry do odpowiedniej temperatury. W wyniku tych praktyk powstają tzw. triploidy. Ryby triploidalne mają dodatkowy zestaw chromosomów, przez co są niepłodne. Nie mają płci, dzięki czemu mogą urosnąć do większych rozmiarów. Szacuje się, że co najmniej 80 proc. hodowlanego pstrąga tęczowego w naszym kraju to triploidy. Jest też duża szansa, że nasz wigilijny karp w praktyce nie jest ani samcem, ani samicą.

Ryby tuczy się podobnie jak świnie – osiągają nienaturalnie szybki przyrost masy ciała dzięki skoncentrowanym paszom opartym na kukurydzy, ziarnach, odpadach drobiowych i wieprzowych, czyli składnikach, które w ich naturalnej diecie nie występują.

Ze względu na warunki życia kilkanaście procent ryb w hodowlach umiera przed terminem uboju. W niektórych akwakulturach przedwczesna śmiertelność sięga nawet 40 proc. Osobniki, które do uboju dotrwają, głodzi się od kilku dni do nawet kilku tygodni przed zabiciem, aby opróżnić wnętrzności i ograniczyć ilość odchodów. Hodowcy twierdzą nawet, że głód pomaga rybom lepiej znieść stres.

Obowiązujące przepisy prawne prawie nie regulują zabijania ryb, nie ma też obowiązku ogłuszania ich przed śmiercią. Oznacza to, że ciągle żyją, gdy przecina im się skrzela, odcina płetwy czy obdziera ze skóry. Mniejsze ryby (np. karpie) zabija się poprzez spuszczenie wody ze zbiornika i uduszenie. Węgorze zanurza się w soli i patroszy żywcem. Duże łososie i tuńczyki zabijane są uderzaniem kija w głowę. W każdym przypadku agonia trwa od kilku do kilkudziesięciu minut.

Pozostałe 50 proc. ryb na naszych stołach pochodzi z połowów. Rzadko kto ma świadomość, że na każdy kilogram „dzikiej” ryby przypada od kilku do kilkunastu kilogramów innych zwierząt. Podczas odłowu konkretnych gatunków w sieci dostają się bowiem inne stworzenia – od koników morskich, skorupiaków, poprzez meduzy, żółwie, delfiny i foki, aż po wieloryby i rekiny. Stają się one ofiarami tzw. przyłowu. Rybacy na całym świecie wyrzucają martwy już przyłów z powrotem do morza.

Ryby, które żyją blisko dna morskiego, takie jak dorsz czy flądra, poławia się najbardziej kontrowersyjną i inwazyjną metodą – za pomocą tzw. włoków dennych. Ogromne stalowe sieci ciągną się po dnie za statkiem przez długie mile morskie, zagarniając wszystko na swojej drodze. W taki sposób z łatwością łowimy na głębokości kilkuset metrów, a największe statki w Unii Europejskiej zagarniają życie z głębokości nawet 1,5 km. W ramach głębinowych połowów włokami poławia się ponad 140 gatunków ryb. Wiele z nich charakteryzuje się powolnym wzrostem oraz niską reprodukcją na stosunkowo późnym etapie życia, dlatego ich populacje są zagrożone.

Spróbujmy dostrzec to, co dla przeciętnego konsumenta jest niedostrzegalne. Zarówno ryby dzikie, jak i hodowlane, żyją w coraz bardziej zanieczyszczonych wodach, szybko gromadzą toksyny i rtęć, narażone są na choroby i infekcje.

Więcej w artykule: http://vege.com.pl/2016/12/15/krotka-historia-karpia/